Publikowałem nie tak dawno surowe materiały z konferencji na temat patriotyzmu. Ale, rzecz jasna, powstało też szersze opracowanie. Na tyle szerokie, że nie ma chyba sensu publikować go tu w jednej całości, dlatego postanowiłem rzecz przeredagować i podzielić na części. Temat z pewnością wart jest namysłu. Choć tym razem sama idea jest bardziej pretekstem do przemyśleń.
Patriotyzm to jeden z tych terminów, które "wszyscy rozumieją", ale kiedy przychodzi do postawienia podstawowego pytania czym w istocie jest, zalega kompletna cisza. Albo padające odpowiedzi są, delikatnie rzecz ujmując, niewystarczające. W Polsce dodatkowo jest to temat trudny ze względu na naszą burzliwą historię. I tę dawniejszą i może bardziej jeszcze tę całkiem współczesną. I z uwagi na coraz ostrzej ścierające się światopoglądy.
Związek Harcerstwa Polskiego już w pierwszym zdaniu swojego Statutu definiuje siebie jako organizację patriotyczną. Dalej jest mowa o tym, że jednym z zadań ZHP jest kształtowanie postaw patriotycznych. A więc naszą rolą, rolą wychowawców harcerskich, drużynowych, funkcyjnych, instruktorów jest kształtowanie postaw patriotycznych. Czymkolwiek są i jakkolwiek je rozumieć.
Autorzy Statutu patriotyzmu nie definiują wychodząc z założenia, że... jest to jeden z tych terminów, które "wszyscy rozumieją". Jednak tak nie jest. Co to zatem jest patriotyzm? Kim jest patriota? Czy odpowiedzi są oczywiste? A jeśli tak to jak brzmią? Czy wszyscy na te pytania odpowiadamy tak samo? A jeśli nie to kto ma rację? Czy może jest to pojęcie względne, subiektywne i zależne od różnych zmiennych? Czy definiować go można sprawozdawczo, a więc opisując jakieś fakty, czy raczej projektująco, a więc określając coś nowego, albo zmieniając znaczenie istniejącego już terminu?
Patriotyzm jest na tyle skomplikowaną i złożoną kwestią czy ideą, że doprawdy bardzo trudno znaleźć jakąś jego sensowną definicję. To jedna z tych spraw, o których – wbrew wspominanemu już powszechnemu mniemaniu – „wszyscy” mówią, a „nikt” jej nie rozumie. To truizm oczywiście, ale nie można się porozumieć bez ustalenia jakichś podstaw, bez zdefiniowania fundamentalnych terminów. Dwóch inżynierów posługujących się różnymi systemami miar, nie ma szansy zbudować solidnego budynku. Chyba, że najpierw jakoś ten system miar (wspólny) uzgodnią.
No właśnie. Zacznij zatem od słów. Myślimy pojęciami, myślimy w pojęciach (w języku). A pojęcia są w dużym zakresie kształtowane, definiowane przez słowa, których używamy do ich opisania. Żeby móc się porozumieć na dowolny temat, musimy mówić tym samym językiem. I nie chodzi o język polskich, angielski czy suomi. Nie chodzi też o język symboli. Język fizyki itd. Chodzi o wszystkie razem. Musimy mieć pewność, że tak samo rozumiemy poszczególne słowa, terminy czy koncepcje. Że dla wszystkich znaczą to samo, a jeśli nie – to że wszystkie strony mają (znają, pamiętają) „protokół rozbieżności”.
Na przykład bardzo przeszkadza mi fraza „chwała poległym”, pojawiająca się co roku głównie przy okazji kolejnych rocznic Powstania Warszawskiego. Dlaczego chwała „poległym”? Chwała bohaterom. Część szczęśliwie przeżyła. Im też chwała. Szczególnie, że lata czterdzieste i pięćdziesiąte upłynęły im na dalszej walce, czy to zbrojnej, czy też walce o przetrwanie w nowej rzeczywistości „sprawiedliwości społecznej” z „piętnem” „karłów reakcji” czy nawet „faszystów” i „morderców”. No i weszli w „Pojutrze”, rzec by można, w szyku marszowym. Może więc tym bardziej chwała, za to co przeszli w czasie wojny, po wojnie w tak zwanej wolnej Polsce i za to co przechodzą nadal na głodowych emeryturach, teraz w wolnym kraju o który walczyli i dla którego pracowali. A więc nie „chwała poległym”, a „chwała bohaterom”. Chwała – stare słowiańskie zawołanie, w językach naszych sąsiadów istniejące w postaci „sława”.
Wbrew pozorom język jakim mówimy o różnych sprawach, jest ważny. Kolejny przykład – także kontrowersyjny, może nawet bardziej. Mówi się, że Powstanie Warszawskie „upadło”. Oczywiście z militarnego punktu widzenia, z punktu widzenia operacji wojskowej, logistycznego itd. oczywiście upadło. Ale formalnie nie „upadło”, bo formalnie „zaprzestano działań wojskowych”. W rezultacie czego Powstańcy z Warszawy wyszli (w kolumnie, pod osłoną delegowanych sił powstańczych) składając broń i uznani zostali za jeńców wojennych bez względu na wiek i płeć. I trafili do obozów jenieckich, a nie do obozów koncentracyjnych. Co z kolei doprowadziło do tego, że wielu z nich zasiliło polskie siły zbrojne na Zachodzie, a nie okoliczne cmentarze. I choćby z tego tylko powodu ta formalna różnica była tak istotna. Także z moralnego punktu widzenia miała ogromne znaczenie – żołnierze wyszli z bronią, w kolumnach, ze sztandarami, z podniesioną głową. Określenie „upadek” nie jest neutralne emocjonalnie i jest ogromna różnica nim, a „zaprzestaniem działań”. Naturalnie każdy może sobie odbierać i nazywać to po swojemu. Warto jednak znać fakty.
I nie chodzi o to, byśmy określili jakąś jedną definicję patriotyzmu, która miałaby stać się ogólnie obowiązującą. Nie, nie o to chodzi. Myślę, że o tę definicję jest tak trudno, ponieważ wszystko to egzystuje bardziej w sferze emocjonalnej niż logicznej. A ta sfera w naszej rzeczywistości przepełniona jest bólem, cierpieniem i poczuciem krzywdy. Szczególnie gdy zaczynamy myśleć o przeszłości z bolesnymi momentami naszej historii. Bardzo trudno jest się wznieść ponadto czy poza to, mimo tylu lat dzielących nas od tamtych wydarzeń. Być może właśnie tym powinien być współczesny, nowoczesny patriotyzm. Czy może raczej to także powinno być jego cechą – to wzniesienie się ponad własne cierpienie w imię czegoś. Nie zapomnienie, ale może wybaczenie czy po prostu przejście dalej. Żeby nie żyć wyłącznie w przeszłości, a raczej o przeszłości pamiętając żyć dla przyszłości, silnie stąpając po ziemi w teraźniejszości. Tu i teraz. Bo żyjemy przecież tu i teraz. O przeszłości trzeba pamiętać, nie zaś w niej tkwić jak w kazamatach. A patriotyzm to patrzenie w przyszłość.
cdn...